niedziela, 27 stycznia 2013

To nie był dobry weekend

Aniu! 
Jest źle i to bardzo. Kolejny weekend zmarnowany, kolejny poświęcony na nieefektywną pracę. Sesja w pełni, a ja jak zawsze mam problem by się uczyć. Nie jestem w stanie się skupić. 

Piątek - do późnego popołudnia udawało mi się jeszcze czytać książkę. Potem przyjazd mamy i tu niestety już nie byłam w stanie się uczyć. Pogaduchy i inne zajęcia skutecznie nie zachęcały do czytania

Sobota- cały dzień czytałam. Poziom mojej koncentracji i możliwość zapamiętania czegokolwiek ograniczona do minimum. Ponad 12 godzin siedzenia w łóżku i przysypiania nad nudnym podręcznikiem akademickim, skutecznie ograniczył skuteczność nauczania.

Niedziela - poranek jeszcze mogłabym zaliczyć do udanych, ale popołudnie już niestety nie. Oglądałam mecz  finałowy Pucharu Polski mężczyzn  w siatkówce, a potem jeszcze program internetowy na żywo. Do tego standardowo FB, YT i koniec. Teraz jeszcze piszę do Ciebie, ale czuję, że muszę. 

Przyczyny mojej nieefektywnej pracy?
Brak bata nad sobą a może strach przed podjęciem wyzwania, liczenie że znowu się uda?
A co jak się nie uda? Mam listę celów na ten miesiąc, ale nie osiągnę ich niestety przy takiej postawie.
Dziś muszę  posiedzieć do oporu nad Kodeksem, przeczytam tylko go. A doktryny będę czytała jutro- do oporu.

Plan na ten tydzień:
1. Dwa egzaminy- środa - doktryny (pisemny) piątek - cywilne (ustny)
2. Uczenie się do środy więcej doktryn, potem cywil.
3. Nie lenienie się, nie rozpraszanie się FB, YT, Bloggerem [B] - będzie trudno, jakoś nie udaje mi się skutecznie odstawić komputera.
4. Przeglądanie FB, YT, B tylko po 20.00
5. Zapisywanie w dzienniku tego co robię.
6. Nie słuchanie blues'a - niestety zrobiłam playlistę na YT z piosenkami i się wciągnęłam 
7. Zapisywanie pomysłów na posty, wstępne szkice wpisów
8. Rozważenie zapisania się na BGS 
9.    MYŚLEĆ POZYTYWNIE, NIE PODDAWAĆ SIĘ, ŻYĆ DLA SIEBIE 

Plany ambitne, dam radę 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Układanie sobie życia

Droga Aniu! 
Zaczęły się zmiany. Początkowo szło mi naprawdę nieźle. Popsuło się w ostatni czwartek, a może już w środę. 

Zacznę od tego, że olśniło mnie 12 stycznia. Zaczęłam wtedy myśleć o samorozwoju, nie wiedząc co to i jak do tego się zabrać. Dziś też jeszcze nie umiem powiedzieć dokładnie o co mi chodzi. W tamtą sobotę podjęłam decyzję o zmianie życia. Zaczęłam pisać w zeszycie - dziennik z postępami. Obkleiłam segregator dla dzieci dołączony do popularnych soczków owocowych. Zrobiłam kartki i zaczęłam pisać PLAN. 
PLAN NA ŻYCIE- taki tytuł nadałam temu dziełu. Zadałam sobie pytanie, jakie często pada na rozmowach kwalifikacyjnych (podobno - mi jeszcze takiego nie zadano):

  1. Gdzie widzisz się za 10 lat, co będziesz wtedy robić?
  2. A za 2 lata?
  3. Za rok?
  4. Za pół?
  5. Za kwartał?
  6. Za miesiąc?
Odpowiedzenie sobie na te pytania nie były łatwe dla mnie. Zdałam sobie sprawę jak wiele rzeczy chciałabym osiągnąć, kim być, jaką się stać. Niestety nie wiem czy uda mi się to osiągnąć.

Zaczęłam pisać plany czynności do zrobienia. Odznaczanie wykonanych zadań szedł mi dobrze, pisałam co mam zrobić wieczorem dnia poprzedniego. Zapisywałam czego powinnam unikać. Cele na ten miesiąc było osiągnięcie celu miesięcznego. 
W poniedziałek 14.01- zrobiłam listę symboli do oznaczania ważnych zapisków w dzienniku.
Udało mi się żyć według planu do wtorku, kiedy to zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Przejęłam się na tyle, że nie mogłam się skupić, nie szła mi tego dnia nauka - ach ta sesja. 

16.01 najcięższym dniem w tygodniu. Rano okazało się, że ma w ciągu godziny przedostać się na drugi koniec miasta. Oczywiście nie udało się wyrobić w czasie, nie poszłam na swoją grupę na ćwiczenia, dopiero na następną. Byłam spięta, nie mogłam się skupić. Potem wizyta w Buwie, poszukiwanie miejsca, by  usiąść przeczytać książkę, napisać coś w zeszycie. Tłum, tłum, wszędzie tłum. Zaglądam do telefonu, sprawdzić, która godzina. SMS od koleżanki: "Oddzwoń jak będziesz miała czas". Wyszłam z Buwu, znalazłam zaciszna miejsce, zadzwoniła. Miała dla mnie propozycję praktyk w firmie, w której pracuję, od już od zaraz. 2 tygodnie z perspektywą przedłużenia. A za półtora tygodnia sesja. Nie chciałam powiedzieć tak, nie wiedziałam jak pójdzie mi na rozmowie kwalifikacyjnej i jeszcze sesja. Zdawałam sobie sprawę, że chcą mnie bo potrzeba ludzi, bo studenci mają sesję i trzeba ich kimś innym zastąpić. Kusiła mnie ta perspektywa praktyk. Ale dlaczego teraz? Nie mogłam się w tę środę skupić nic mi nie wychodziło. 

Czwartek nie był dobry, nic nie napisałam podobnie w piątek. Odechciało mi się, nie mogłam się skupić, czytałam podręcznik, ale jakoś nic nie chciało mi wejść do głowy. 

W piątek rozmowa kwalifikacyjna. Poszła mi całkiem dobrze. Może się uda.
Zrobiłam też duże zakupy tego dnia - na ponad 120 zł. 
 
Plan na sobotę był prosty- uczyć się. Niestety nie udało mi się osiągnąć połowy z tego co sobie zaplanowałam. 
Dziś też tylko dwa z 6 celów udało mi się osiągnąć (ten wpis będzie 3). Za to złamałam wszystkie zakazy - z nimi mam największy problem. 

Nie wiem dlaczego nie udało mi się wytrzymać. Czy stres, przeszkody mogły mnie aż tak wybić z rytmu? A może to, że z czasem przestałam wykonywać stawiane sobie zadania? Nie wysłałam określonej liczy CV, nie przeczytałam odpowiedniej liczy rozdziałów, za wcześnie zaczęłam korzystać z portali społecznościowych? A może to, że dostałam okres? 

Dziś, bo już jest poniedziałek ( a zaczęłam pisać w niedziele), zaczynam po raz kolejny. 

Plan przygotowałam na jutro.
Uda mi się go wypełnić. 

Twoja przyjaciółka 

sobota, 12 stycznia 2013

A może to choroba?

Cześć Aniu!

Jak zacząć mówić o czymś ci jest przerażające? Czego się boję czego nie chcę przyjąć do swojej świadomości pomimo tego, że wiem, że to istnieje? 

Nie umiem od downa ze sobą żyć. Nie wiem dlaczego dokładnie tak jest. Zawsze byłam typem raczej smutnym, ale to co jest teraz jest jak depresja. Dzięki Ani z bloga Ania maluję dowiedziałam się o stronie Blogowa Grupa Samorozwoju. Przeglądała listę trafiłam na wpis o stanie chorobowym prokrastynacji. Cały dzień mnie to męczy, bo wiem, że to mam. To moje odkładanie na później, brak chęci do zebrania się w sobie, zmęczenie, niechęć, apatia. To może być to. Boję się, że znowu będę musiała pójść do psychologa. Raz byłam, potem kilka razy u psychiatry. 

Przykłady mojego dzisiejszego "lenia": 

  1. Nie zadzwoniłam tam gdzie miałam dzwonić, ważne to bo dotyczy mojej pracy magisterskiej. 
  2. Nie czytałam książki. 
  3. Odkładałam zabranie się  za naukę, oglądałam youtuba, serial, tylko po to by nie zabrać się za to co ważne. 
Powinnam przygotować plan działania. Spróbować pomóc sobie samej.

Poprzedni plan nie dał rady. Nic chyba nie udało mi się z niego osiągnąć? Przeczytałam tylko 3 książki. teraz nie czytam, bo sesja. Nie oglądam mniej filmów, youtuba, nie szukałam szczególnie pracy. 
Nic poza książkami nie udało się osiągnąć. I jeszcze doszedł w ostatnich dniach pinterest, uzależniający, jak nic. Stały zestaw FB, YT, Blogger- moim wrogiem. 

Może jeszcze się uda. 
Nie sądziłam, że zrobię plan na 2013, ale chyba muszę, powinien być AMBITNY, ale nie wiem czy bardzo ambitny.
Zastanowię się na razie nad możliwościami. 

Co do zmian, to przydałby się mi kalendarz, ale niestety nie udało mi się już kupić w super hiper markecie, a przecież byłam 11 stycznia, jak rozumiem kalendarze tylko do 1 stycznia sprzedają. Poszukam może coś jeszcze gdzieś znajdę. Potrzebuje zwykły książeczkowy, kieszonkowy kalendarz, nie jestem dobra w robieniu zapisów w formie elektronicznej.
Mam zeszyt z bohaterami Bevery Hills 90210 na okładce. Jest stary i trochę obciachowy, choć może jest vintage. Trudno mi w nim pisać i jeszcze jest w linie, a nie w kratkę.

Miałam spędzać mniej czasu na blogach i co odnalazłam BGS. Trochę już ją przejrzałam i zaczęłam obserwować kilka nowych blogów.


Na razie tyle. Jeszcze nie wiem co będzie dalej, powoli zacznę się ogarniać, muszę po prostu.


Aniu wspieraj mnie w moich celach, proszę


Twoja Przyjaciółka