poniedziałek, 21 stycznia 2013

Układanie sobie życia

Droga Aniu! 
Zaczęły się zmiany. Początkowo szło mi naprawdę nieźle. Popsuło się w ostatni czwartek, a może już w środę. 

Zacznę od tego, że olśniło mnie 12 stycznia. Zaczęłam wtedy myśleć o samorozwoju, nie wiedząc co to i jak do tego się zabrać. Dziś też jeszcze nie umiem powiedzieć dokładnie o co mi chodzi. W tamtą sobotę podjęłam decyzję o zmianie życia. Zaczęłam pisać w zeszycie - dziennik z postępami. Obkleiłam segregator dla dzieci dołączony do popularnych soczków owocowych. Zrobiłam kartki i zaczęłam pisać PLAN. 
PLAN NA ŻYCIE- taki tytuł nadałam temu dziełu. Zadałam sobie pytanie, jakie często pada na rozmowach kwalifikacyjnych (podobno - mi jeszcze takiego nie zadano):

  1. Gdzie widzisz się za 10 lat, co będziesz wtedy robić?
  2. A za 2 lata?
  3. Za rok?
  4. Za pół?
  5. Za kwartał?
  6. Za miesiąc?
Odpowiedzenie sobie na te pytania nie były łatwe dla mnie. Zdałam sobie sprawę jak wiele rzeczy chciałabym osiągnąć, kim być, jaką się stać. Niestety nie wiem czy uda mi się to osiągnąć.

Zaczęłam pisać plany czynności do zrobienia. Odznaczanie wykonanych zadań szedł mi dobrze, pisałam co mam zrobić wieczorem dnia poprzedniego. Zapisywałam czego powinnam unikać. Cele na ten miesiąc było osiągnięcie celu miesięcznego. 
W poniedziałek 14.01- zrobiłam listę symboli do oznaczania ważnych zapisków w dzienniku.
Udało mi się żyć według planu do wtorku, kiedy to zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Przejęłam się na tyle, że nie mogłam się skupić, nie szła mi tego dnia nauka - ach ta sesja. 

16.01 najcięższym dniem w tygodniu. Rano okazało się, że ma w ciągu godziny przedostać się na drugi koniec miasta. Oczywiście nie udało się wyrobić w czasie, nie poszłam na swoją grupę na ćwiczenia, dopiero na następną. Byłam spięta, nie mogłam się skupić. Potem wizyta w Buwie, poszukiwanie miejsca, by  usiąść przeczytać książkę, napisać coś w zeszycie. Tłum, tłum, wszędzie tłum. Zaglądam do telefonu, sprawdzić, która godzina. SMS od koleżanki: "Oddzwoń jak będziesz miała czas". Wyszłam z Buwu, znalazłam zaciszna miejsce, zadzwoniła. Miała dla mnie propozycję praktyk w firmie, w której pracuję, od już od zaraz. 2 tygodnie z perspektywą przedłużenia. A za półtora tygodnia sesja. Nie chciałam powiedzieć tak, nie wiedziałam jak pójdzie mi na rozmowie kwalifikacyjnej i jeszcze sesja. Zdawałam sobie sprawę, że chcą mnie bo potrzeba ludzi, bo studenci mają sesję i trzeba ich kimś innym zastąpić. Kusiła mnie ta perspektywa praktyk. Ale dlaczego teraz? Nie mogłam się w tę środę skupić nic mi nie wychodziło. 

Czwartek nie był dobry, nic nie napisałam podobnie w piątek. Odechciało mi się, nie mogłam się skupić, czytałam podręcznik, ale jakoś nic nie chciało mi wejść do głowy. 

W piątek rozmowa kwalifikacyjna. Poszła mi całkiem dobrze. Może się uda.
Zrobiłam też duże zakupy tego dnia - na ponad 120 zł. 
 
Plan na sobotę był prosty- uczyć się. Niestety nie udało mi się osiągnąć połowy z tego co sobie zaplanowałam. 
Dziś też tylko dwa z 6 celów udało mi się osiągnąć (ten wpis będzie 3). Za to złamałam wszystkie zakazy - z nimi mam największy problem. 

Nie wiem dlaczego nie udało mi się wytrzymać. Czy stres, przeszkody mogły mnie aż tak wybić z rytmu? A może to, że z czasem przestałam wykonywać stawiane sobie zadania? Nie wysłałam określonej liczy CV, nie przeczytałam odpowiedniej liczy rozdziałów, za wcześnie zaczęłam korzystać z portali społecznościowych? A może to, że dostałam okres? 

Dziś, bo już jest poniedziałek ( a zaczęłam pisać w niedziele), zaczynam po raz kolejny. 

Plan przygotowałam na jutro.
Uda mi się go wypełnić. 

Twoja przyjaciółka 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz